czwartek, 18 sierpnia 2011

rodział 3

Zaraz po wyjściu Nate'a z Rabiosy Blake ogarnęła wszechobecna w jej umyśle i uczuciach samotność. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że był nie tylko jej najlepszym przyjacielem, ale także osobą, z którą przeżyła najlepsze chwile swojego życia. Żałowała, że zraniła osobę która była częścią jej samej, żałowała wszystkiego, co mogło kiedykolwiek sprawić mu ból. Kochał ją, kochał ją bezgranicznie, a ona była w stanie przysiąc, że od początku ich znajomości wiedziała, że jest to ten jedyny, jedyny na całe życie. Poczuła ogromną pustkę i ból w sercu. Wstając, słabym krokiem i ze łzami spływającymi jej po policzkach wyszła z restauracji i podążyła w stronę Extasy. Jedyne, czego jeszcze pragnęła tego wieczoru był alkohol. Wchodząc do klubu natychmiast skierowała się w stronę baru, gdzie wypiła kolejkę drinków. Rozglądając się wokół zauważyła wielu mężczyzn pożądliwie spoglądających w jej kierunku. Nie do końca trzeźwo myśląc podeszła do jednego z nich. Wybrała właśnie jego, bo wyglądał najbardziej nieprzyzwoicie i niegrzecznie z wszystkich osób płci przeciwnej będących w zasięgu jej wzroku. Podeszła do niego, a w nozdrach załaskotał ją zapach tytoniu i whiskey.
- Dobry wieczór, piękna - odezwał się pierwszy, biorąc jej dłoń do ręki i całując. - Mogę Ci jakoś pomóc?
- Potrzebuję czegoś... co pozwoli mi wyzwolić się spod pasma emocji, jeśli wiesz, co mam na myśli... - wyszeptała mu do ucha.
- Wiedziałaś, do kogo się zwrócić, skarbie. - wyjął z kieszeni woreczek z dwiema białymi tabletkami. - Weź je obie, dla lepszego efektu zmieszaj z alkoholem, a poznasz prawdziwą definicję słowa chillout. - mrugnął do niej okiem i odszedł.
 Wróciła do baru i zamówiła szklankę whiskey, po czym wrzuciła do niej tabletki. 'Chcę po prostu zapomnieć, chcę umrzeć' - pomyślała i przechylając szklankę wypiła wszystko duszkiem. Poczuła słabość, a następne co pamiętała, to słońce padające na jej twarz i budzące ją ze snu. Otworzyła oczy i zdezorientowana rozejrzała się wokół. Znajdowała się w pomieszczeniu z widokiem na miasto, a widok ten padał z przeszklonej głównej ściany. Leżała nago w białej pościeli, a jej ubrania były rozrzucone niedbale po podłodze, jak gdyby ściągała je w pośpiechu. Wstała i szybko zaczęła się ubierać, kiedy w drzwiach zauważyła nieznajomą męską twarz, której wzrok skierowany był prosto na jeszcze nagie fragmenty jej ciała.
-Dzień dobry, księżniczko - powiedział z uśmiechem na twarzy, po czym podszedł do niej i gorąco pocałował ją w usta. - Mam nadzieję, że dobrze spałaś. Zapewne mnie nie pamiętasz, a szkoda. Jestem Luke. To była jedna z najlepszych nocy w moim życiu, a kiedy na Ciebie patrzę, wraca mi wiara w Boga. Kto inny mógłby stworzyć coś tak bezgranicznie idealnego?
Z wrażenia i zagubienia Blakie zaschło w ustach, nie potrafiła wydukać nawet słowa. Stał przed nią półnagi mężczyzna, z doskonale widocznymi mięśniami oraz ostrymi rysami twarzy i niewielkim zarostem. Wyglądu mógłby pozazdrościć mu niejeden model. Miał cudowne, głębokie brązowe oczy, oraz nieco ciemniejszą karnacje.
- Eee, dziękuję jednak.. Chyba lepiej będzie, jeśli już pójdę... - powiedziała zagubiona zbierając reszte swoich rzeczy. - Miło było Cię poznać, Luke. Jestem Blake, jeśli nie przedstawiłam się wczoraj.
Luke szczerze się roześmiał.
- Jedyne imię jakie zeszłej nocy padło z Twoich ust, to Nathaniel. Nie wiem kim jest ten koleś, ale musiał nieźle zamieszać Ci w życiu, skoro przy każdym drinku wspominałaś jego imię. Nie wychodź jeszcze, kotku. - przytulił ją i po raz kolejny pocałował, jednocześnie zdejmując z niej sukienkę, która dosłownie chwilę temu znalazła się na jej ciele.
A ona, chociaż wydawało jej się do kompletnie nieodpowiednie i szalone nie potrafiła mu się oprzeć. Jak to mówią, kobiecie nie wypada, jednak jej, Blakie, wypada wszystko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz