piątek, 19 sierpnia 2011

rozdział 5

Był to kolejny poranek, kiedy promyki słońca budziły Blake. Obudziła się z głową na klatce piersiowej Luke'a. Kiedy spojrzała na jego twarz, okazało się, że on również się przebudził. Pocałował ją w czoło i poszedł do łazienki, gdzie wziął szybki prysznic i ubrał się, w czasie gdy ona jeszcze pozostała w łóżku. Przyniósł jej kubek kawy i rzekł:
- Będę się zbierał, Blakie. Zobaczymy się za jakiś tydzień, albo więcej, mam ważny wyjazd i...
- Jaki wyjazd? - przerwała mu. - Nic nie wspominałeś...
- Biznesowy. Nie uznałem, że to istotne, skarbie.
- Nieistotne, tak? Ja też jestem dla Ciebie nieistotna? Właściwie, na co ja liczyłam? Szerokiej drogi, Luke. - odpowiedziała mu, przekręcając głowę, aby nie widział łez, które powoli zaczęły spływać po jej policzkach.
- Ale wiesz, że nie o to mi chodziło, kotku. Znamy się bardzo krótko, myślałem, że spostrzegasz tą znajomość nieco inaczej i..
Blake po raz kolejny mu przerwała, tym razem słabym głosem, ledwo dukając:
- Lepiej będzie, jeśli już pójdziesz, Luke, jesli pójdziesz, i już nigdy nie wrócisz.
Nie potrafiła spojrzeć mu w oczy. Bezsilnie nakryła głowę poduszką i poczuła, jak po raz kolejny jej serce przeszywa ból. Czuła się nikomu niepotrzebna, czuła się niechciana. Samotna. Zawsze bała się tego słowa. Otwarła wino, które było przeznaczone na poprzedni wieczór z Luke'iem, po czym pociągneła kilka łyków prosto z butelki.
'Za wolność' - pomyślała. 'Za wolność bez żadnych ograniczeń.'
Po nie dłuższym czasie jak 15 minut butelka leżała pusta, a Blake zwinięta w kłębek z minuty na minutę coraz bardziej pogrążała się w rozpaczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz